Nie tylko kobiety zasłużyły na swój dzień! W Dzień Mężczyzn pożegnajmy krzywdzące nas stereotypy!

Dzień Mężczyzn jest świętem dalece mniej popularnym od Dnia Kobiet i właściwie pozbawionym wydźwięku dotyczącego walki o prawa jednostek, który tak mocno dotyczy dnia 8 marca. Czy Dzień Mężczyzn powinien stać się świętem równie ważnym i w jaki sposób może być pomocą w dyskusji na temat współczesnej męskości? W niniejszym artykule rozprawimy się ze stereotypami, zastanowimy się nad ich pochodzeniem, ale i pomówimy o grupie mężczyzn bardzo często z tego grona wykluczanej…

10 marca obchodzimy w Polsce Dzień Mężczyzn. Święto to nie posiada jeszcze swojej własnej, mocnej komercyjnej otoczki i być może z tego względu nie jest o nim tak głośno jak o odbywającym się dwa dni wcześniej Dniu Kobiet (Międzynarodowym Dniu Praw Kobiet). Chociaż może się to wielu wydawać zbędnym żalem, w świetle zintensyfikowanych przemian społecznych w wyniku kolejnych fal feminizmu, mężczyźni i ich rola często są po prostu pomijane…

Współczesny świat wspaniale poradził sobie z napisaniem na nowo roli kobiety w społeczeństwie i rodzinie – jakkolwiek nie rozwiązał jeszcze oczywiście wszystkich problemów. Jednocześnie jednak, mówi kobietom, że mogą być kim chcą i zajmować się tym, na co mają ochotę, a nas mężczyzn pozostawia nieco w tyle – czasem nawet bezradnych wobec braku narzuconych z góry kodów kulturowych, które niegdyś były dla nas tak wygodne – mówi Jakub B. Bączek, trener mentalny. – Nie jest zatem wcale łatwo być mężczyzną w dzisiejszym świecie. 

„Chłopaki nie płaczą”, „nie maż się jak baba”, „musisz być twardy jak tatuś”, „kto to widział, żeby chłopiec był taki obrażalski”… To tylko niektóre „teksty” serwowane małym chłopcom, które doskonale wykonują swoją robotę w procesie wychowywania i… tworzą zamkniętych w sobie i bierno-agresywnych dorosłych facetów. My, mężczyźni z pokolenia millenialsów dorastaliśmy i kształtowaliśmy się na granicy dwóch światów i dwóch tradycji – odchodzącego do lamusa konserwatywnego podziału na to, co wypada dziewczynce a co chłopcu, oraz czasów współczesnych, w których jest się po prostu człowiekiem… niestety bardzo często również człowiekiem bardzo w tym wszystkim zagubionym – dodaje Jakub B. Bączek.

Na ramionach „olbrzymów”

Jeszcze 50 lat temu społeczne regulacje umieszczały mężczyznę w bardzo klarownej pozycji, stawiając przed nim konkretne wymagania – obecnie w naszych oczach okrutne, ale nie da się zaprzeczyć, że mimo wszystko brak opcji powodował w społeczeństwie niejaką spójność zarówno oczekiwań wobec mężczyzny jak i wyobrażeń jego samego na swój temat. W rodzinach wielopokoleniowych obserwowaliśmy naszych ojców i dziadków i to od nich uczyliśmy się męskości – bycia asertywnym, odpowiedzialnym, silnym i zaradnym – o ile oczywiście mieliśmy to szczęście, aby mieć we własnej rodzinie takie właśnie wzory do naśladowania. Były to jednak w wielu wypadkach wyłącznie pozory, ramy społeczne, w które wiele rodzin się nie wpasowywało…

I tak po latach od wyjścia z wieku dojrzewania wielu mężczyzn dalej żyje w dualizmie własnego spojrzenia na świat, który dzieli się na prawdziwych mężczyzn, nie okazujących uczuć, bo albo ich nie mają albo skutecznie tłumią, oraz na „nieudaczników”, czyli facetów, którzy nie radzą sobie zarówno w życiu prywatnym jak i zawodowym, otwarcie okazując zagubienie i nadmierną emocjonalność oraz zbierając przez to baty. Wszystko przez tradycyjne wychowanie, które w przypadku mężczyzn nie uznaje ich prawa do cierpienia, uczuć, zmęczenia czy też nawet chęci brania czynnego udziału w wychowywaniu dzieci, a nie tylko bycia chodzącym portfelem.

Spuścizna, którą współcześni mężczyźni otrzymali w spadku od swoich ojców i dziadków i dysonans, którego doświadczają, obserwując pewnych siebie, ale jednocześnie otwartych na emocje i doświadczenia młodych mężczyzn urodzonych już często w XXI wieku, powoduje jeszcze większe pogubienie, brak poczucia przynależności i niepewność wobec zmian, które zaszły w społeczeństwie obfitego w dyskurs na temat niebinarności czy płynności orientacji seksualnej – mówi Jakub B. Bączek i dodaje: – Jednocześnie pozbawieni tradycyjnych ram – zniekształconych w ciągu ostatnich kilku dekad między innymi przez kobiety wchodzące częstokroć w męskie buty – „osiadają” bezradnie we własnym życiu i czekają na wskazówki, które jeszcze nie nadeszły i długo pewnie nie nadejdą. XXI wiek stawia bowiem na wolność… Wolność wyboru, kierunku, odczuwania i pragnień… Nie daje zatem siłą rzeczy ram, w które można się wpasować, a człowiek z natury swojej bardzo często tego kierunku wyznaczonego przez innych potrzebuje najbardziej…

Szantaż kulturowy i DDA

Współcześni mężczyźni z pokolenia 30+ żyją wciąż pod wpływem niejako szantażu kulturowego kształtowanego przez lektury szkolne, czy „bohaterów”, których wciskają im media. Ciągle jeszcze nie mogą przyznawać się do tego, że mają problemy, z którymi nie radzą sobie w pojedynkę. A skoro tłumią gniew, smutek czy poczucie niepewności narastają w nich emocje, które później skutkują agresją; wobec siebie lub innych. 

Ale nieumiejętność regulowania emocji nie została wynaleziona przez współczesnych mężczyzn. Zjawisko to obserwowaliśmy już u wielu pokoleń wstecz, gdzie sposobem radzenia sobie z niewygodnymi uczuciami był (i oczywiście jest w dalszym ciągu) alkohol (ale i inne używki). Częstym zjawiskiem, które obserwuję jako biznesmen i trener mentalny jest grupa mężczyzn wśród pracowników korporacji na wysokich stanowiskach, trenerów, menadżerów, którzy wychowani zostali przez alkoholików z pokolenia urodzonego przed, w trakcie lub zaraz po wojnie – i nie dosyć, że sami cierpią na syndrom DDA, to jeszcze mierzyć muszą się z bolączkami charakterystycznymi dla mężczyzn na przełomie dwóch kultur – mówi Jakub B. Bączek, trener mentalny.

Największy problem współczesnego mężczyzny

„Prawdziwy” mężczyzna uważa, że musi radzić sobie z problemami sam. Swoje emocje, jeśli w ogóle je do siebie dopuszcza, traktuje na wyłączność. W najgorszym przypadku uzewnętrzni się przed innym facetem, przy alkoholu właśnie, a przebodźcowanie, smutki i agresję wyładuje na siłowni lub przed telewizorem podczas transmisji meczu – lepiej przemilczeć już tych, którzy wyładują te emocje na kimś… Nie poprosi w każdym razie o pomoc… W jakiej pozycji, by go to ustawiło? Miałby pokazać, że jest słaby? Obnażyć się i przyznać przed światem, że tak jak kobieta może być delikatny, podatny na zranienie czy też (nie daj boże!) depresję i potrzebować wsparcia? Wstyd!

Z całym okrucieństwem naszych czasów i niepewnością, która z definicji przypisana jest XXI wiekowi, jedna rzecz cieszy mnie niezmiernie – że dzisiejsi młodzi ludzie uważają to wszystko za oczywiste bzdury. Na ulicach coraz częściej widać to pokolenie „kolorowych ptaków”, które eksploatuje świat na swój własny sposób, szuka odpowiedzi i nieskrępowanie mówi, co je boli. Dochodzi do ekstremów, to prawda. Jednak wierzę i historia nam to niejednokrotnie udowodniła, że aby doszło do homeostazy, czasem musi nastąpić odchylenie amplitudy w którąś stronę – mówi Jakub B. Bączek.

NIE(MĘŻCZYŹNI)

Kolorowe ubrania, zniewieściałe ruchy, wysoki głos ze specyficzną intonacją – tak postrzegamy, kierując się stereotypami, homoseksualnych facetów, odbierając im nawet często prawo do miana „mężczyzny”. Ulegamy w ten sposób złudzeniu, że kod kulturowy jest nienaruszalnym filarem czy też fundamentem porządku społecznego, będąc tymczasem w rzeczywistości (i zawsze tak było) jedynie trendem, zmieniającym się często z każdym kolejnym pokoleniem…

– Wiara w stereotypy jest jedną z naszych najniższych tendencji, którym ulegamy jako ludzie. Często traktujemy je niejako wręcz jako aksjomaty i uparcie żyjemy według raz ustalonych i często szkodliwych norm – moralnych, etycznych, społecznych – zapominając, że społeczeństwo i zasady zmieniają się z każdym kolejnym pokoleniem – mówi Jakub B. Bączek, trener mentalny. – Tymczasem geje, lesbijki, osoby transpłciowe, niebinarne… wszyscy oni, również ja, jesteśmy tak samo różnorodni jak ci, którzy nie przynależą do społeczności LGBT+. Znajdziecie wśród nas lekarzy, prawników, biznesmenów, ale i tancerzy, pisarzy, pracowników fizycznych. Chciałbym więc, aby ten corocznie obchodzony 10 marca Dzień Mężczyzn stał się wyjściem do szerszej dyskusji na temat nie męskości czy kobiecości, ale człowieczeństwa. Tego, co nas łączy, a nie dzieli. Bez względu na płeć, orientację, wygląd, przynależność…

Oczywiście ważne tego dnia są również dla mnie problemy, z którymi zmagają się mężczyźni homoseksualni w praktycznych stronach życia. Z niecierpliwością czekam na zmiany społeczne i prawne, gdy będziemy mogli tak jak pary hetero zawierać związki oficjalnie i będziemy traktowani z równą sympatią i empatią, co każda inna para zakochanych. Aby to się stało musimy jednak faktycznie pozbyć się stereotypowego myślenia i archaicznych przekonań na temat porządku społecznego i systemu moralnego. Tego sobie i innym życzę! – dodaje Jakub B. Bączek, trener mentalny.

Nie straszyć – edukować!

Drogą do rozwoju i wypleniania tego, co szkodliwe, nie są jednak rozwiązania gwałtowne czy siłowe. Najważniejsze jest edukowanie, obalanie stereotypów i walka z fałszywymi przekonaniami w społeczeństwie. 

Najważniejsze to uznać wyższość edukacji nad powtarzaniem mantr i przekonywania innych „na sucho”, że warto być postępowym – mówi Jakub B. Bączek. – Pamiętajmy, że: „Kropla drąży kamień nie siłą, lecz częstym spadaniem. Tak też i człowiek nie staje się uczonym gwałtownie, lecz przez to, że stale i często się uczy.”

Jakub B. Bączek – Trener mentalny Mistrzów Świata i olimpijczyków, właściciel kilku firm, autor ponad 20 książek, sprzedawanych dziś w 17 krajach. Wykładowca studiów MBA na Akademii Leona Koźmińskiego, ekspert telewizyjny, mówca inspiracyjny, regularnie zapraszany do czołowych banków i korporacji.

Twórca Akademii Trenerów Mentalnych™ i popularnych projektów szkoleniowych w Polsce i za granicą. Prywatnie pasjonat podróży, gry w golfa, buddyzmu i czytania książek. Uważa, że marzenia się nie spełniają – marzenia się… SPEŁNIA!

Nieuzasadnione donosy do PIP – jak powinna reagować firma?

Polskie firmy transportowe mierzą się z dużą ilością kontroli Państwowej Inspekcji Pracy. Jednak od kilku miesięcy kontrole tego organu są wynikiem wzrostu tzw. donosów pracowników – kierowców na swoich najczęściej byłych, pracodawców. Co powinna robić firma w przypadku nieuzasadnionych donosów?

Kontrole PIP przeprowadzane są w celu zapewnienia przestrzegania przepisów dotyczących prawa pracy oraz bezpieczeństwa i higieny pracy. Są one więc istotnym narzędziem w zapewnieniu uczciwości i równości. Jednakże, w niektórych przypadkach kontrole PIP mogą być przeprowadzane na podstawie nieuzasadnionych donosów. Staje się to szczególnie problematyczne w przypadku, gdy donosy są motywowane osobistymi animozjami lub chęcią wyrządzenia szkody pracodawcy lub pracownikowi.

Kontrole w branży transportowej

Można powiedzieć, że to jest dzisiaj plaga u przedsiębiorców transportowych. Wynika to głównie ze sposobu rozstawania się pracodawców i pracowników. Przeważnie są to bolesne rozstania w atmosferze kłótni i wzajemnych oskarżeń. Kierowcy chcąc zrobić na złość byłemu już pracodawcy, piszą donosy do PIP. A Państwowa Inspekcja Pracy ma obowiązek reagować na zgłaszane nieprawidłowości. 75% przypadków to czysta złośliwość, bez żadnego uzasadnienia. 25% kontroli kończy się wykryciem różnych nieprawidłowości – potwierdza Mariusz Frąc, ekspert ds. rozwoju polskiego rynku transportowego, prezes MaWo Group.

W takich sytuacjach, PIP przeprowadza kontrolę, która może być obciążająca i stresująca dla pracowników i pracodawcy. Ponadto, przeszkadza ona w normalnym funkcjonowaniu firmy. Zgodnie z Programem Działania PIP z 2022 roku, w ostatnich latach kontrole przeprowadzane przez inspektorów pracy na podstawie skarg stanowiły ponad 1/3 wszystkich inspekcji. Dlatego też rozpatrywanie i załatwianie skarg pozostają jednym z najistotniejszych zadań Państwowej Inspekcji Pracy. Skargi zgłaszane są do PIP przede wszystkim przez pracowników i byłych pracowników, ale także m.in. przez osoby zatrudnione na podstawie umów cywilnoprawnych, bądź nieposiadające żadnej umowy, osoby niepełnosprawne, cudzoziemców, jak również przez związki zawodowe, instytucje państwowe oraz samorządowe. Przedmiotem skarg najczęściej są naruszenia przepisów prawa pracy, w tym przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy oraz legalności zatrudnienia, dotyczące bezpośrednio osoby, która wnosi skargę. Załatwienie skargi następuje w szczególności poprzez udzielenie wyjaśnień osobie wnoszącej skargę, uwzględnienie przedmiotu sprawy w ramach kontroli realizowanej zgodnie z Programem działania Państwowej Inspekcji Pracy, a także podjęcie decyzji o wszczęciu kontroli w wyznaczonym terminie, czy też przekazanie sprawy innej jednostce organizacyjnej Państwowej Inspekcji Pracy, bądź innemu organowi właściwemu rzeczowo do rozpatrzenia sprawy.

Kierowcy oczywiście zdają sobie sprawę, że nawet jak nic nie ugrają dla siebie, to przynajmniej zdenerwują byłego pracodawcę. A tym samym, zmuszą go do ponoszenia kosztów związanych z taką kontrolą, a może przy okazji inspektor kontroli PIP znajdzie cokolwiek i były szef dostanie przynajmniej mandat – kontynuuje Mariusz Frąc.

Jakie prawa ma pracodawca?

W przypadku przeprowadzenia kontroli PIP na podstawie nieuzasadnionych donosów, pracodawca może skorzystać z możliwości protestu i złożyć pisemne wyjaśnienie przedstawiające swoją wersję wydarzeń. Jeśli wyjaśnienie zostanie uznane za wiarygodne, kontrola może zostać uchylona. Jednakże, w niektórych przypadkach donosy mogą nie zawierać żadnych konkretnych informacji, co utrudnia potwierdzenie ich nieprawdziwości.

Znam doskonale takie sytuacje z rozmów z przedsiębiorcami transportowymi. Z obserwacji wynika, że często donosy piszą ci sami kierowcy, zmieniający często pracę. Jeżeli dany kierowca nagminnie informuje PIP o nieprawidłowościach w każdej firmie transportowej, w której przepracował trzy miesiące, to powinna zapalić się czerwona lampka u inspektora kontroli. Telefon kontrolny od inspektora do osoby, która napisała donos też może być wstępnym rozpoznaniem sprawy. Rozumiem, że nieuczciwy pracodawca powinien ponieść konsekwencje swojego nadużycia, ale co zrobić z przedsiębiorcami uczciwymi? Donos jest przyczynkiem do wszczęcia kontroli i zabiera temu pracodawcy cenny czas związany z kontrolą, przygotowaniem dokumentów, złożeniem wyjaśnień. Tym samym, przewoźnik nie jest w stanie prowadzić działalności, a dodatkowo nie pracując traci po prostu pieniądze. Kierowca składający nieuzasadniony donos nie ponosi żadnych konsekwencji swojego działania. I to jest problem – podsumowuje Mariusz Frąc.

W takich sytuacjach, ważne jest, aby pracodawca i pracownicy potrafili współpracować z kontrolującym urzędnikiem PIP i udzielić mu rzetelnych informacji oraz udostępnić dokumenty, które mogą pomóc w szybkim i skutecznym ukończeniu kontroli. Kontrole PIP na podstawie nieuzasadnionych donosów mogą być uciążliwe i stanowić obciążenie dla pracodawcy i pracowników. Jednakże, w przypadku współpracy i przedstawienia rzetelnych informacji, proces ten może zostać zakończony pozytywnie i nie będzie miał negatywnych konsekwencji dla strony kontrolowanej. 

Na co najczęściej skarżą się pracownicy i w jakich branżach?

Cytując dalej Program Działania PIP, jak wykazują kontrole przeprowadzone w latach ubiegłych oraz skargi kierowane do Państwowej Inspekcji Pracy przez pracowników, przepisy o czasie pracy i wypłacie należności ze stosunku pracy należą do najczęściej naruszanych praw pracowniczych. Zważywszy, że niewywiązywanie się przez pracodawcę z obowiązku prawidłowej i terminowej wypłaty należnych składników wynagrodzenia pozbawia pracownika niezbędnych środków utrzymania i ma wpływ na jego funkcjonowanie w wielu sferach życia, niezbędne pozostaje kontynuowanie kontroli w przedmiotowym zakresie wobec wszystkich pracodawców, ze szczególnym uwzględnieniem tych, którzy w sposób rażący naruszają powyższe przepisy. 

Dobór podmiotów do kontroli będzie odpowiadać zróżnicowaniu pracodawców funkcjonujących na terenie danego okręgowego inspektoratu pracy, a przy doborze zostaną uwzględnione takie parametry jak: wielkość zatrudnienia, forma własności, branża, w której notuje się najwyższą liczbę skarg dotyczących powyższego zakresu tematycznego, tj.: handel i naprawy, przetwórstwo przemysłowe, transport i gospodarka magazynowa oraz budownictwo. Kontrole realizowane w zakresie wyżej wymienionego zadania są zarówno kontrolami planowymi, jak i przeprowadzanymi w następstwie złożonej skargi.

Dodatkowym problemem jest fakt, że inspektorzy kontroli PIP nie konfrontują wynagrodzeń kierowcy z opłacanymi z tego tytułu składkami na ubezpieczenia społeczne, czyli w ZUS. Poza tym trzeba znać branżę, którą się kontroluje. Inspektorzy PIP często nie są przeszkoleni za specyfiki danej branży, a transportowa jest naprawdę trudna i wymagająca – mówi Wojciech Romaniuk, prezes Stowarzyszenia Ambasador Polskiego Transportu.

W przypadku kierowców, najczęściej zgłaszane są do PIP nieprawidłowości związane z warunkami pracy, czasem pracy czy wynagrodzeniem. Jednak bardzo mały odsetek kierowców decyduje się na kroki prawne w celu ochrony swoich praw. Powodów takiego stanu rzeczy może być wiele, m.in.: brak świadomości swoich praw, obawa przed konsekwencjami ze strony pracodawcy, zawodowa presja czy też trudność w udowodnieniu naruszeń przez pracodawcę. Warto jednak pamiętać, że donoszenie do PIP nie jest jedynym sposobem na rozwiązywanie problemów z pracodawcą. W przypadku nieprawidłowości w pracy można również skorzystać z pomocy związków zawodowych, porad prawnych czy też skontaktować się z odpowiednimi instytucjami zajmującymi się ochroną praw pracowniczych.

Program Działania PIP mówi o kontrolach w firmach transportowych w następujący sposób: Kontrole mają na celu ocenę przestrzegania przepisów dotyczących czasu pracy kierowców i czasu prowadzenia pojazdu, przerw i czasu odpoczynku określonych rozporządzeniem (WE) 561/2006 Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 15 marca 2006 r. w sprawie harmonizacji niektórych przepisów socjalnych odnoszących się do transportu drogowego oraz zmieniające rozporządzenia Rady (EWG) nr 3821/85 i (WE) 2135/98, jak również uchylające rozporządzenie Rady (EWG) nr 3820/85. Wskazane przepisy mają poprawić warunki socjalne kierowców objętych ich zakresem oraz wpłynąć na poprawę bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Pomocą w realizacji tych zadań są przepisy: określające maksymalny dzienny, tygodniowy i przypadający w okresie dwóch kolejnych tygodni czas prowadzenia pojazdu, przepisy zobowiązujące kierowcę do korzystania z tygodniowego okresu odpoczynku oraz przepisy określające dzienny okres odpoczynku. Przepisy te gwarantują odpowiedni odpoczynek kierowcy, umożliwiający bezpieczne prowadzenie pojazdu. Co ciekawe, nie jest podana liczba planowanych kontroli u polskich przewoźników, co możemy czytać wprost – brak limitu.

Warto zastanowić się czy dany donos jest zasadny czy napisany i wysłany po złości pracownika – kierowcy. Dobrze wiemy, jak wygląda sytuacja na rynku transportowym, na którym niestety częściowo występuje wciąż szara strefa, która może powodować dwie sytuacje. Pierwszą, w której kierowca chce wszystko załatwić legalnie i po prostu walczy o swoje. Drugą, w której dobrze wie, że otrzymał wynagrodzenie, ale chce wykorzystać sytuacje na swoją korzyść i otrzymać je ponownie. Niestety, nadal mamy przedsiębiorców transportowych, którzy nie składkują i nie opodatkowują części wynagrodzenia pracownika – kierowcy. Zwiększona ilość kosztów czasami zmusza przedsiębiorców do podjęcia trudnej decyzji – albo płacę pod stołem albo zamykam firmę. Kierowca ma dokładnie ten sam dylemat – albo przyjmę takie warunki zatrudnienia albo stracę pracę. Kolejna sprawa to podejście kierowców do zawodu i wykonywanej pracy. Oni nie zmienią nagle branży, bo są przyzwyczajeni do dość wysokiego, jak na polskie warunki, wynagrodzenia. A poza tym do bycia kierowcą trzeba mieć charakter i po prostu lubić tę profesję. To jest złożony problem. Myślę, że dobrym rozwiązaniem byłoby stworzenie odpowiedniej regulacji, która uporządkuje wynagrodzenia dla kierowców, szczególnie w kwestii diet i innych dodatków tj. ekwiwalentu za pranie czy rozłąkowego – podsumowuje Wojciech Romaniuk.

O Autorach:

Mariusz Frąc – ekspert ds. rynku transportowego w Polsce i Europie. Specjalista w branży transportowej. Skupia się na rozwiązaniach gospodarczych przy budowaniu przedsiębiorstw transportowych. Pomaga także w ich restrukturyzacji. Zaczynał jako zawodowy kierowca, następnie właściciel firmy transportowej, a dzisiaj współwłaściciel MaWo Group, spółki zajmującej się kompleksowymi rozwiązaniami dla transportu. Praktyk i profesjonalista, w branży transportowej od 20 lat. Współzałożyciel Stowarzyszenia Ambasador Polskiego Transportu.

Wojciech Romaniuk – konsultant w branży transportowej. Ekspert ds. rynku transportowego. Właściciel i prezes spółki MaWo Group zajmującej się kompleksową obsługą firm transportowych i logistycznych. Doradza na rynku firm transportowym od 20 lat. Specjalizuje się w rozliczaniu czasu pracy kierowców. Jest orędownikiem zmiany przepisów w sferze diet i ryczałtów dla zawodowych kierowców.

Nie daj się stresowi – on zabija! Zadbaj o siebie w 2025 roku

Stres okazuje się jednym z głównych czynników, które wyrosły do rangi współczesnych zabójców. To choroba cywilizacyjna XXI wieku. Dotyka każdego, także tych bogatych, wysoko postawionych, sławnych. Często kończą z zawałem, udarem, depresją, lub gorzej. Stres jest nam potrzebny do przeżycia, ale obecne ilości nas wyniszczają, działają na naszą niekorzyść. Okazuje się, że praca jest jednym z największych czynników stresogennych. Jak zatem przestać wyniszczać samych siebie? 

Kariera, deadline’y, obowiązki domowe, wychowanie dzieci, wizyty lekarskie, natłok informacji, problemy na świecie, wzrost cen, to tylko część tego, co nas stresuje najbardziej, a przecież wszystko to dzieje się każdego dnia naraz. Jednym z największych czynników stresogennych jest praca, a tak nie powinno być. Oczywiście, nie każdy trafia od razu na zajęcie marzeń. Powtarzam jednak, że warto robić to, co się lubi, w czym jest się dobrym, co daje satysfakcję i wystarczające pieniądze. Gdy jednak nienawidzimy tego co robimy lub pochłania to większość naszego życia i uwagi z opłakanym skutkiem dla zdrowia i relacji międzyludzkich, to mamy po prostu olbrzymi problem. Warto go zauważyć i zacząć działać już teraz.

Co nas stresuje w XXI?

Stres był człowiekowi zawsze potrzebny. Pierwotnie reakcja stresowa, która wiąże się między innymi z podwyższonym ciśnieniem, przyśpieszoną akcją serca i głęboko odczuwalnym niepokojem, miała uchronić nas przed niebezpieczeństwem. Jej głównym przeznaczeniem było wywołanie u człowieka jednej z dwóch podstawowych reakcji – walki bądź ucieczki. W krótkiej ekspozycji na kortyzol, za którego wydzielanie odpowiedzialna jest kora nadnerczy, człowiek jedynie zyskiwał. Był w stanie przetrwać. W XXI wieku jednak stresujemy się nieustannie.  To nie są mobilizujące skoki, a przewlekły, często trwający miesiące, a nawet lata wyniszczający proces. Globalizacja, rewolucja przemysłowa i technologiczna wywołały liczne zmiany i choć zbawienne dla rozwoju cywilizacji, to równie destrukcyjne dla nas jako jednostek. I niestety coraz trudniej radzimy sobie z negatywnymi skutkami stresu, doprowadzając się do chorób. Bo wiadomo nie od dziś, jak olbrzymi wpływ na ciało ma nasz umysł.

Pokolenie uzależnionych od ekranów pracoholików 

W XXI wieku praca nie służy jedynie do zapewnienia bytu rodzinie i nam. Praca często ma dać spełnienie, satysfakcję, jej efekty maja nas napawać dumą. Co jednak gdy zamiast tego dostajemy ból brzucha, nerwy, bezsenność, nerwobóle? Wyścig szczurów już dawno jest passé. Praca bez przerwy dla wielu osób skończyła się być może milionami na koncie, ale bez rodziny, zdrowia, przyjaciół, na kozetce u terapeuty (w dobrym wypadku) lub szpitalnym łóżku (w gorszym przypadku). Dla wielu ta podróż oznaczała za szybkie przejście na tamten świat. Bo gdy nie słuchamy swojego ciała i podpowiedzi jakie nam wysyła, to w końcu nastąpi protest. Ciągłe przebywanie w pracy, myślenie o niej także po wyjściu z biura, bycie dostępnym 24/h na dobę, odbieranie służbowych telefonów na urlopie o ile w ogóle na niego wyjedziemy, ignorowanie dzieci i partnera, bo w telefonie są maile na które musimy odpisać już! Czy to brzmi znajomo? Gdy spojrzelibyśmy z boku na taką osobę, skrytykowalibyśmy ją. Dlaczego zatem pozwalamy sobie aby tak wyglądało nasze życie? Zabezpieczenie finansowe jest bardzo ważne, mamy zamiar się przecież zestarzeć i wówczas godnie żyć. Miło też gdy ktoś docenia naszą pracę i wysiłek, jednak to wszystko straci sens, gdy pracując ponad miarę stracimy zdrowie i bliskich.

W zupełnie innym sensie niż kiedyś gonimy również za poczuciem bezpieczeństwa w ogóle. Dynamiczna sytuacja na rynku pracy zmusza nas do ciągłego podnoszenia kwalifikacji i tak jak kiedyś nasi rodzice pozostawali w jednym zakładzie pracy na całe dekady, a ich rozwój miał cechy ewolucyjne, tak wymagania stawianie obecnie wobec pracowników to rewolucja, która odbywa się każdego dnia: stare zawody tracą na znaczeniu, powoli zanikają i giną, wciąż pojawiają się nowe, istniejące od dekad firmy zamykają swoje podwoje, ciągłe redukcje etatów i pojawiające się każdego dnia nowe technologie albo co najmniej aktualizacje w tych, które już zdążyliśmy poznać. To wszystko tylko potęguje stres i obawy o przyszłość.

Dodać należy zmiany społeczne, czyli cyfryzację, social media, brak bezpośredniego kontaktu z człowiekiem, postępującą samotność i izolację. Wzrost zachorowań na stany lękowe i depresję, która jest już uznana za chorobę cywilizacyjną, to znak naszych czasów. Czasów, które w swojej obfitości możliwości, stały się dla nas często nie do przejścia… Nic nie zastąpi kontaktu z drugim człowiekiem, głoszę to od lat. Namawiam szczerze aby w tym roku zadbać o spotkania rodzinne, spotkania z przyjaciółmi. Gwarantuję, że to poprawi nasz nastrój i komfort życia. Zmniejszy poziom stresu.

Efekty przewlekłego stresu

Wypalenie zawodowe to coraz częstsza diagnoza w gabinecie psychiatry. Z badań wynika, że nawet 65% Polaków aktywnych zawodowo może doświadczać wypalenia, które może objawiać się braniem na siebie zbyt wielu obowiązków, aby udowodnić swoją wartość, zaniedbywaniem siebie i swoich potrzeb, zaniedbywaniem rodziny i przyjaciół, nieumiejętnością odpoczywania, problemami ze snem, koncentracją, zaprzeczeniem, że dzieje się coś złego, wyparciem problemu, poczuciem pustki. W konsekwencji pojawia się depresja, lęki, sygnały ciała jak bóle głowy, problemy z jelitami i wiele więcej. 

Kontakt z psychologiem czy z psychiatrą to wówczas podstawa. Wypalenie zawodowe czy pracoholizm to tylko jedne z wielu przyczyn przewlekłego stresu i problemów ze zdrowiem. Jednak możemy z pomocą specjalisty nauczyć się radzić sobie z tą sytuacją. 

Jak przeciwdziałać skutkom długotrwałego stresu?

Przewlekły stres nie jest nam do niczego potrzebny. Jak wspomniałem, jedynie krótkie, mobilizujące skoki kortyzolu są uzasadnione i w wielu przypadkach korzystne. Długotrwała ekspozycja na hormony stresu, tylko nas wyniszcza. W obecnych czasach powinniśmy za cel postawić sobie możliwie jak najskuteczniej walczyć z przewlekłym stresem. Otacza nas tak wiele przytłaczających rzeczy, dociera olbrzymia ilość informacji, głównie negatywnych, nasz system nerwowy jest przeciążony. Co zatem robić, aby ciało i umysł odczuły różnicę? 

Opracuj techniki uspokajania się – niestety, brzmi to dość prosto, ale takie nie jest. Nie potrafimy świadomie się uspokoić, gdy kontrolę nad nami przejmują nerwy i stres. Skuteczne są techniki oddechowe, ćwiczenia jogi, odgrodzenie się od tego co nas stresuje (wyłącz ten telefon!). Przebodźcowanie to nasz główny problem, musimy z nim walczyć i wyciszyć się. 

Wprowadź dobre nawyki – codzienny spacer, wspólny posiłek z rodziną, 15 minut książki, sesja medytacji, wszystko co oderwie cię od pracy, codzienności, a przyniesie ukojenie i spokój będzie dobre. Medytacji trzeba się nauczyć, nie jest to proste. Kontrola nad galopującymi myślami, okazuje się jedną z najtrudniejszych rzeczy dla naszego pokolenia. Zapewniam jednak, że warto!

Znajdź pasję – podróże, wybrana dyscyplina sportu, świetny serial, seria książek, nowy język?  Wszystko co da ci radość i oderwie od stresujących myśli, przyda się w procesie redukowania stresu. Nie bój się relaksu, nie bój się momentów nic nierobienia. Tego nasze ciało też potrzebuje. Tak jak uczyć się nowych rzeczy. Nigdy nie jest za późno. 

I na koniec, jeszcze raz przypominam, wyłącz telefon, praca nie ucieknie, a życie owszem. Wysil się i postanów sobie, że w 2025 roku, stres nie będzie rządził twoim życiem, tylko będziesz to ty!

Jakub B. Bączek

Jakub B. Bączek – Trener mentalny Mistrzów Świata i olimpijczyków, właściciel kilku firm, autor ponad 20 książek, sprzedawanych dziś w 17 krajach. Wykładowca studiów MBA na Akademii Leona Koźmińskiego, ekspert telewizyjny, mówca inspiracyjny, regularnie zapraszany do czołowych banków i korporacji.

Twórca Akademii Trenerów Mentalnych™ i popularnych projektów szkoleniowych w Polsce i za granicą. Prywatnie pasjonat podróży, gry w golfa, buddyzmu i czytania książek. Uważa, że marzenia się nie spełniają – marzenia się… SPEŁNIA!

Świąteczne smaki Syberii. Jak Kulinaria łączyły różne kultury.

Syberia – surowa kraina o ekstremalnym klimacie, gdzie zima zdaje się trwać wieczność, była domem dla ludzi z różnych zakątków świata. Wiele z tych osób przybyło na te tereny wbrew własnej woli, a jednak nawet w tak trudnych warunkach starali się pielęgnować swoje tradycje. Spotkanie różnorodnych kultur, obrzędów i kuchni stworzyło wyjątkową mieszankę, w której wspólne celebrowanie świąt stało się nie tylko sposobem na zachowanie tożsamości, ale też na przetrwanie. Świąteczne stoły na Syberii były świadectwem tej różnorodności. Tradycje przywiezione z ojczyzny splatały się z tym, co dawała natura – lokalnymi składnikami, prostotą, ale i pomysłowością. Wspólne biesiadowanie w czasie świąt było sposobem na podtrzymanie więzi i odnalezienie namiastki domu w odległej krainie.

Na Syberii święta były nie tylko czasem celebracji, ale też dowodem na niezwykłą różnorodność kultur, które osiedliły się na tych ziemiach. Rosyjscy prawosławni obchodzili Boże Narodzenie zgodnie z kalendarzem juliańskim, co oznaczało, że świętowali 7 stycznia. Tradycyjną kolacją wigilijną była postna uczta, na której nie mogło zabraknąć kuti – słodkiej potrawy z pszenicy, miodu i maku symbolizującej obfitość. W wielu domach przed świątecznym posiłkiem odprawiano modlitwy, a gospodarze dzielili się prosforą, rodzajem chleba liturgicznego, a potem popijali ją wodą święconą. Z kolei staroobrzędowcy, którzy również zamieszkiwali Syberię, oprócz tradycyjnych postnych dań, przygotowywali własne rytuały, takie jak śpiewy przy ognisku w celu odganiania złych duchów zimy. W ich kulturze szczególną wagę przywiązywano do ręcznie robionych ozdób – każdy dom musiał być przystrojony nie tylko iglakami, ale i symbolami obfitości, jak suszone owoce czy wstążki.

Ludność tatarska, która wyznawała islam, mimo że nie obchodziła Bożego Narodzenia w tradycyjny sposób, włączała się w lokalne zwyczaje. Podczas świątecznych dni często dzielono się przygotowanymi potrawami z sąsiadami, a dzieci brały udział w zabawach na śniegu – niezależnie od wyznania czy kultury. W tym okresie, w tatarskich domach odbywały się również ceremonie zapraszania gości, które miały na celu wyrażenie gościnności, tak charakterystycznej dla tej kultury. Niemcy nadwołżańscy, którzy trafili na Syberię w czasach przesiedleń, wprowadzili swoje bożonarodzeniowe tradycje. W ich domach znajdowały się ręcznie zdobione choinki, a popularnym zwyczajem było pieczenie pierników, które zdobiono i rozdawano jako symbol wdzięczności. Ozdabianie choinki, choć z początku obce, stało się jednym z ulubionych elementów świątecznych. Często robiono to w gronie rodziny, w towarzystwie pieczonych jabłek i orzechów, które symbolizowały ciepło domowego ogniska. Każda z tych grup wnosiła coś własnego, tworząc unikalną, wielokulturową mozaikę świąteczną. Choć korzenie ich tradycji były różne, wspólnym mianownikiem pozostawała idea dzielenia się i współpracy – cechy niezbędne do przetrwania w surowych syberyjskich warunkach.

Syberyjskie stoły świąteczne były pełne dań, które łączyły prostotę z kreatywnością. W trudnych warunkach, gdzie dostęp do wielu składników był ograniczony, mieszkańcy potrafili tworzyć potrawy, które nie tylko syciły, ale i cieszyły podniebienie. Ryby z syberyjskich rzek, kiszonki przygotowywane na zimę, grzyby i jagody stanowiły podstawę wielu dań. Mięso było rzadkim, lecz cenionym składnikiem. Cechą charakterystyczną była też wspólna praca w kuchni. Wspólne lepienie pierożków, przygotowywanie chleba czy dekorowanie ciasteczek stało się jednym z kluczowych elementów świątecznych przygotowań. To właśnie te momenty przygotowań miały szczególną symbolikę: były czasem, kiedy nie tylko dzielono się jedzeniem, ale również historiami, śpiewami i pieśniami ludowymi, które różniły się w zależności od grupy etnicznej. W ten sposób podtrzymywano tradycje, ale i budowano więzi, bardzo ważne w miejscach, gdzie warunki życia zmuszały wymagały współpracy i pomocy całych sąsiedztw.

Po wielu latach spędzonych na Syberii, tamtejsze tradycje, zarówno kulinarne, jak i społeczne, nie zniknęły. Powrót do ojczystych krajów nie oznaczał porzucenia syberyjskich zwyczajów. Wręcz przeciwnie – tęsknota za tymi tradycjami, za smakiem i zapachem tamtych lat, stała się częścią tożsamości tych, którzy na stałe zamieszkali na Syberii i później wrócili do swoich krajów. Dla wielu emigrantów, którzy przez pokolenia żyli na Syberii, powroty do ojczystych ziem były okazją do przemyślenia, co z tamtejszego życia może stać się częścią ich codziennego życia. To, co nie poddaje się zatarciu, to nie tylko wspomnienia, ale i… smaki. Tęsknota za syberyjskim jedzeniem, które było nieodłącznym elementem życia codziennego, przenikała do nowych kultur. Wspomnienie o rodzinnych posiłkach przygotowywanych w trudnych warunkach Syberii, o potrawach, które rozgrzewały w mroźne dni, pozostało żywe. Wiele z tych smaków zostało zachowanych i wprowadzonych do nowych miejsc, stając się częścią współczesnych tradycji kulinarnych.

Po powrocie do Polski brakowało mi smaku Syberii, przede wszystkim pielmieni. Wiedziałem, że nie jestem jedyny,  spotykałem się z innymi ludźmi stamtąd, rozmawialiśmy o tym, jak niektórych dań nie znajdziemy w Polsce. No i pomyślałem: nie ma sensu czekać, aż ktoś to zrobi. Zająłem się produkcją pielmieni, to kawałek naszej historii, który trzeba pielęgnować – komentuje Sergiusz Czaczkowski, założyciel firmy Weda, produkującej wyroby mączne marki Mooroz.

Powrót do kraju nie oznaczał tylko próby ponownego zbudowania życia w nowych warunkach, ale także chęć przekazania młodszym pokoleniom tego, co było częścią syberyjskiego dziedzictwa. To właśnie wtedy zaczęły być szerzej znane syberyjskie potrawy, takie jak pierożki z różnorodnymi farszami, które miały swoje miejsce w każdej większej uroczystości, w tym także w świątecznych obchodach. Mimo iż na nowo zbudowane domy nie przypominały już chałup w trudnych, zimowych warunkach Syberii, zwyczaje związane z gotowaniem i dzieleniem się posiłkiem stały się fundamentem nowych tradycji. Podobnie jak niegdyś, wspólne gotowanie stało się ważnym elementem łączącym rodziny i sąsiedztwa. Z czasem, te syberyjskie potrawy zaczęły trafiać do szerokiego grona ludzi. Wspólne gotowanie, lepienie tradycyjnych pierożków, stało się jedną z tych praktyk, które wciąż żyją, choć często nie uświadamia się już ich pełnego kontekstu kulturowego. Te potrawy przywiezione z Syberii stanowią most między przeszłością a teraźniejszością, między wspomnieniami o trudnych czasach a współczesnymi, świątecznymi chwilami radości.

Hejt w Internecie – jak sobie z nim radzić?

Jeżeli kogoś nie można zniszczyć, to trzeba go ośmieszyć – tymi słowy Stanisław Derehajło opisuje genezę powstania jednej z najsłynniejszych serii memów polskiego Internetu. Czy działanie, które w zamyśle było nakierowane na zdyskredytowanie, można przekuć w sukces?

Któż nie kojarzy memów z despotycznym szefem oraz jego ofiarą „Panem Areczkiem”… Twarzą tych publikacji jest Stanisław Derehajło, który mimowolnie stał się gwiazdą Internetu.

Moi przeciwnicy polityczni postanowili mnie ośmieszyć wypuszczając serię memów, robiąc ze mnie Janusza Polskiego Biznesu i drania dla pracowników, których przedstawicielem był pan Areczek. I tak to się pojawiło w internecie. Stałem się popularny – ciągnie swoją historię p. Stanisław – radny, społecznik, rolnik i orędownik województwa podlaskiego w jednej osobie.

Popularność w sieci – jak sobie z nią radzić?

Ten mem ma już kilka lat. Można to rozpatrywać na dwóch płaszczyznach. Po pierwsze w społecnzości podlaskiej nie wpłynęło to zbytnio na moją rozpoznawalność – bardziej ja jestem rozpoznawalny, aniżeli mój mem. Natomiast w kraju, a szczególnie w Warszawie, to często ludzie mnie zatrzymują i robią sobie zdjęcie ze mną. Jest to miłe, a że lubię ludzi, to tez nie jest to dla mnie irytujące.

Jak więc żyć z memem? Mi się udało. Jestem osobą sukcesu, której udało się nie dać zaszczuć się przez memy. Dla wielu osób byłoby to trudne. Można przecież zniszczyć człowieka i jego osobowość przez „ataki memiczne”. Jeżeli ktoś ma słabą psychikę, słabą kondycję duchową, to rzeczywiście może się załamać i to może doprowadzić do tragedii. Czy ja mam jakąś obronę przed tym, co się dzieje w sieci? Nie, jestem jak każdy Polak bebzronny z tym, co się wyleje w sieci, więc postanowiłem na to sobie popatrzeć – podsumowuje.

Siła charakteru kluczem do sukcesu

Można być zhejtowanym i zaszczutym w sieci. Ale, co warto podkreślić, sieć jest obosieczną bronią. Ja lubię ludzi, lubię świat. Mam dobre poczucie własnej wartości – jestem rolnikiem i to mi daje siłę do mojej działalności. I dlatego też nie dałem się zaszczuć.

A skoro już jestem postrzegany tak, a nie inaczej, to z racji swojej działalności społecznej postanowiłem wykorzystać to dla dobra Województwa Podlaskiego, dla Polski. Choćby przez promocję lokalnych produktów swoją twarzą. Ludzie, którzy pochodzą z naszych wiosek, robią świetne rzeczy. Zapraszam wszystkich do tego, żeby przyjechać na Podlasie, żeby kupić coś z Podlasia i żeby tę pozytywną energię rozszerzyć na całą Polskę – zachwala Stanisław Derehajło.

Ta „sława”, płynąca choćby z popularnego mema, może być kamieniem młyńskim u szyi i posłużyć do utopienia człowieka. Może dodać też siły, aby pokazać, że skoro uważacie, że jestem takim fajnym memem, to może Wam coś powiem. A powiem Wam jedno, że jak pijecie kawę codziennie w pracy, to do tej kawy weźcie coś sympatycznego z Podlasia – proponuje Stanisław Derehajło, który jest także miłośnikiem dobrej kawy.

Idąc dalej, można zrobić coś naprawdę dobrego. Osobiście nie wykorzystuje żadnych wynagrodzeń, tylko przekazuje dochód na działalność organizacji społecznych zajmującej się edukacją na Podlasiu. Tym bardziej mnie to motywuje i cieszę się z tego – podsumowuje.

Stanisław Derehajło – jakim jest szefem? Czym się zajmuje?

To, co mnie na co dzień absorbuje, to po pierwsze moja rodzina, a zaraz potem gospodarstwo rolne, które prowadzę i staram się rozwijać. Dalej jest działalność społeczna jako radnego województwa podlaskiego, czyli przedkładanie pomysłów, projektów, działań mających na celu rozwijanie naszego regionu – przedstawia się p. Stanisław.

A rozwój regionów, to także wzmocnienie potencjału naszego kraju. Jak ludzie będą bogatsi i szczęśliwsi, to i nasz kraj będzie się rozwijał tak jak było to w wieku XVI, a nie będzie stał na granicy pewnych dylematów. Mój dzień zaczynam od godziny czwartej rano, później idę do pracy i tam spotykam się już z ludźmi. Moi bliscy współpracownicy o 6.30 do mnie wydzwaniają, żebyśmy mogli coś poustawiać – ciągnie swoją historię. I co prawda nie mnie to oceniać, ale staram się być bardzo pogodnym, sympatycznym szefem, który rozdziela zadania, a później monitoruje ich wykonanie. Razem ze współpracownikami piję kawkę, więc w rzeczywistości kawa nie jest tylko dla zarządu – w ten sposób p. Stanisław nawiązuje do akcji prowadzonej przez markę Kawiarz.com – #kawadlazarządu, a która na celu propagowanie dobrej jakości kawy, a przy okazji wsparcie rozwoju społeczności lokalnej oraz kultywowanie tradycji i tożsamości narodowej. Pan Stanisław jest, a jakże, twarzą tej akcji, która prowadzona jest we współpracy z Instytutem Społecznym Pactum.

Pijemy kawę i zajadamy się smakołykami „ze starej szkoły”. I to wszyscy razem, przy wspólnym stole, bo stół łączy na Podlasiu ludzi, więc jak nie siadamy razem wszyscy, to nic nie możemy wymyśleć. Zresztą, jak już wspomniałem, nie określam pracowników pracownikami, tylko współpracownikami. Razem tworzymy to, co dzieje się, co robimy. Ja nie mam już tu pracowników tak wielu, więc bardziej normalne zlecenie. Te osoby współpracują ze mną i ja ich nazywam współpracownikami, bo wspólnie tworzymy nasze dobro – wyjaśnia Stanisław Derehajło.

Kawa w moim przypadku wzmacnia poczucie radości, dlatego nie wyobrażam sobie zacząć dzień inaczej, niż od dobrej kawy. Szczególnie, że idealnie komponuje się z lokalnym białym serem i miodem z mojej własnej pasieki – podsumowuje.

Fundacja Ecofarm podjęła decyzję o sprzedaży gospodarstwa w Wyczechowie

Nowa strategia zrównoważonego rozwoju

Pod koniec listopada zarząd fundacji Ecofarm w Małkowie podjął decyzję  o wystawieniu
na sprzedaż gospodarstwa w Wyczechowie (248 ha) w kaszubskiej wsi o tej samej nazwie. Gospodarstwo przez 32 lata koncentrowało się na produkcji ekologicznego mleka, a jego działalność była fundamentem misji fundacji, której celem było wprowadzenie duńskich standardów produkcji mleka na polski rynek.

Misja zakończona – nowa filozofia fundacji

Początkowa, założycielska misja duńskiej fundacji została zrealizowana. – mówi Joanna Iwanowska-Nielsen, doradczyni zarządu Ecofarm. – Produkty ekologiczne stały się obecnie częścią codziennego życia w Polsce, a nasza fundacja przez ponad trzy dekady była pionierem ekologicznej produkcji
w regionie. Zrealizowanie tej misji doprowadziło do decyzji o zakończeniu działalności związanej
z produkcją mleka, a fundacja koncentruje się na nowych celach związanych z zrównoważonym rozwojem. – dodaje ekspertka.

Nowa strategia – zrównoważony rozwój i ekologia

W ciągu ostatniego roku zarząd debatował nad strategią przyszłych działań fundacji. Główne kierunki obejmują zrównoważony rozwój, w szczególności ochronę i odbudowę przyrody oraz działania
na rzecz łagodzenia zmian klimatycznych. Tym samym prowadzenie gospodarstwa w Wyczechowie przestało być zgodne z przyszłą działalnością fundacji.

Chcemy sprzedać gospodarstwo jako działające przedsiębiorstwo, aby działalność rolnicza była kontynuowana. W ten sposób zabezpieczymy również miejsca pracy w gospodarstwie. – mówi Knud Foldschack, prezes zarządu Ecofarm. – Dochody ze sprzedaży mają posłużyć jako wsparcie dla nowych działań fundacji, które skoncentrują się na zrównoważonym rozwoju w Polsce,
a w szczególności na Kaszubach. Fundacja planuje reinwestować środki w projekty związane
z ekologią, ochroną środowiska i edukacją w zakresie zrównoważonego rozwoju. – podkreśla prezes.

Projekty kontynuowane przez fundację

Pomimo decyzji o sprzedaży gospodarstwa, fundacja nie rezygnuje z realizacji kluczowych projektów, takich jak inicjatywa energii odnawialnej w Wyczechowie oraz projekt zrównoważonego mieszkalnictwa i życia na terenie drugiego gospodarstwa fundacji w Małkowie. Oba projekty pozostaną w gestii fundacji i będą zgodne z nową strategią, której celem jest promocja zrównoważonych rozwiązań ekologicznych.

Ecofarm w trzeciej dekadzie XXI wieku stawia przede wszystkim na:

Ochronę i odbudowę przyrody – wspieranie cennej przyrody na Kaszubach i w innych regionach Polski.

Ekologiczne budownictwo – tworzenie harmonijnych i starannie zaplanowanych rozwiązań w przestrzeni publicznej, z wykorzystaniem energooszczędnych technologii, które zapewniają oszczędny i satysfakcjonujący styl życia. 

Odnawialne źródła energii w skali gospodarstwa domowego – instalacja paneli słonecznych, pomp ciepła i innych rozwiązań zapewniających niezależność energetyczną,
a w średnim terminie wyraźną oszczędność.

Ochronę bioróżnorodności, a w tym tworzenie nowych przestrzeni rekreacyjnych  dla mieszkańców gmin.

Współpracę z lokalnymi samorządami Żukowa i Somonina, w tym poprawa sieci dróg, ciągów pieszych i sieci ścieżek rowerowych 

Współpracę przy  tworzeniu odnawialnych źródeł energii, w tym energii wiatrowej na terenach Ecofarm w Wyczechowie.

Więcej informacji na: www.ekofarma.pl oraz www.ZmZm.pl

Wielki Bal Riya Sokól w Teatrze Polskim w Warszawie 21.11.2024

Już 21.11.2024 roku w Teatrze Polskim w Warszawie uczestnicy i zaproszeni goście będą uczestniczyli w niezwykłym wydarzeniu, jakim jest Wielki Bal, którego organizatorką jest Riya Sokol. Kobieta, która poprzez sztukę i kreacje przekazuje wielkie przesłanie o wartości każdego dnia, oddechu, ludzkiego doświadczenia. Wydarzenie, które w wizjonerski sposób pokazuje wartość samorozwoju, drogi powrotnej do SIEBIE, swojej misji w życiu. 

   Po co tutaj jesteś? Czy doceniasz każdy dzień ? Czy wiesz, że jesteś twórcą i kreatorem swojego świata ? 

    Czy wierzysz, że Ci się nie uda ? Wszechświat przyzna Ci rację. Czy wierzysz, że zasługujesz na to, co piękne i wzniosłe ? Wszechświat wysłucha Twojej prośby…

    To nie tylko widowisko artystyczne, jak wielu sądzi. To droga do pracy nad sobą przekazywana poprzez sztukę, wpływającą na zmianę swojej rzeczywistości. 

    Raz mamy bal. Raz jest dzisiejszy dzień. Wczoraj nie istnieje. Jutra jeszcze nie ma. Jest tylko Tu i Teraz. Ten moment to Twój bal. Nie spóźnij sie…drugi raz nie zagrają nam wcale…

    Redakcja Imperium Relacji została zaproszona przez Riye Sokol, aby móc uczestniczyć w tym wielkim święcie samorozwoju, za co z serca dziękujemy. Za kilka dni będziecie mieli szansę przeczytać niezwykły wywiad – rozmowę naszej redaktor naczelnej Agnieszki Zydron z Riya Sokol. 

Zapraszamy Was serdecznie. 

11 lat temu, otrzymałam diagnozę: DEPRESJA..

W tamtych czasach to brzmiało jak wyrok i natychmiastowa szufladka osoby nienormalnej.

Jak dzisiaj patrzę wstecz, na tamtą chorą kobietę, nie mogę uwierzyć, że wyzdrowiała, bo pamiętam, że nie widziała wyjścia. 

Ta choroba to jakby ktoś odebrał powietrze do oddychania i wszystkie kolory świata.

Ciemno. Smutno, a potem już obojętnie. Wewnętrzne więzienie, w którym nie wiadomo, gdzie jest światło, i czy w ogóle istnieje.

Dzisiaj uważam, że to CUD, że żyję. I, że jeśli ja z tamtego piekła mogłam stworzyć moje dzisiejsze życie, życie, które zapiera mi dech w piersiach – 

TO WSZYSTKO JEST MOŻLIWE

IZRAEL ATAKUJE LIBAN – ARTE.TV OPOWIADA O PAŃSTWIE, W KTÓRYM NARODZIŁ SIĘ HEZBOLLAH

1 października w nocy Iran wystrzelił kilkaset rakiet w kierunku Izraela. Była to reakcja na rozpoczętą dzień wcześniej izraelską inwazję na południowy Liban, twierdzę Hezbollahu. Eksperci podkreślają, że działania te pośrednio uderzają w irański reżim, głównego sponsora islamskiej organizacji, a nawet nazywają je „wojną zastępczą” między Izraelem a Iranem. Obserwujemy bardzo delikatną reakcję ze strony pozostałych państw arabskich, które w szyickim Iranie i Hezbollahu także upatrują zagrożenia. Największą ofiarę tego konfliktu jest cywilna ludność Libanu. Co wiemy o kraju, który stał się poligonem walk na Bliskim Wschodzie? Stacja ARTE.tv przygotowała 3 reportaże o Libanie.

 LIBAN: NIENAZWANA WOJNA

W opuszczonym hotelu kryje się ponad 60 rodzin, które musiały opuścić swoje domy z powodu walk między Izraelem a Hezbollahem. Mieszkańcy za wszelką cenę starają się normalnie żyć, mimo codziennych nalotów i porzucenia przez państwo libańskie. Reportaż pokazuje ich codzienność oraz ich punkt widzenia, jako ofiar wojny, której nikt nie wypowiedział, ale której nikt nie widzi końca.

ARTE Reportage – Liban: nienazwana wojna – Obejrzyj cały dokument | ARTE po polsku

LIBAN: W SERCU HEZBOLLAHU

W czerwcu 1982 roku Izrael dokonał inwazji na południowy Liban. W odpowiedzi powstała niewielka partyzantka, wspierana przez Islamską Republikę Iranu ajatollaha Chomeiniego. Ta nieduża wówczas organizacja oficjalnie uformowała się w 1985 roku jako „Hezbollah”, Partia Boga. 40 lat później jest jedną z najważniejszych sił politycznych na Bliskim Wschodzie. Partia oporu dla jednych, grupa terrorystyczna dla innych, Hezbollah budzi tyle samo podziwu, co strachu. Ruch ten przechodzi dziś jedną z najtrudniejszych prób w swojej historii. Z Libanem pogrążonym w niekończącym się kryzysie politycznym i gospodarczym, część społeczeństwa oskarża przywódców o korupcję i bankructwo, a Hezbollah nie jest wolny od krytyki. W reportażu bojownicy i sympatycy Hezbollahu mówią o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości organizacji.

Liban: W sercu Hezbollahu – Obejrzyj cały dokument | ARTE po polsku

POŁUDNIOWY LIBAN: ZNÓW W STANIE WOJNY

Atak Hamasu na Izrael 7 października 2023 roku ponownie rozpalił konflikt na granicy między państwem żydowskim a Libanem, gdzie dziesiątki tysięcy ludzi zostało bez dachu nad głową. Rządzący w Libanie Hezbollah wspiera palestyński Hamas, a każdy bojownik poległy w walce otrzymuje nie tylko wystawny pogrzeb, ale też status męczennika i obietnicę zbawienia. W państwie pozbawionym władz religijne stowarzyszenie zyskuje na znaczeniu, wrasta w jego tkankę, a ludność żyjąca w rytm izraelskich ataków upatruje się w nim jedynego obrońcy.

ARTE Reportage – Południowy Liban: znów w stanie wojny – Obejrzyj cały dokument | ARTE po polsku

O ARTE.tv

ARTE.tv to bezpłatny kulturalny kanał VOD współfinansowany ze środków unijnych, który powstał z inicjatywy publicznego, niekomercyjnego, francusko-niemieckiego kanału kulturalnego ARTE, istniejącego na rynku już od 30 lat. ARTE.tvma na celu dotarcie do jak najszerszego grona Europejczyków poprzez udostępnianie wysokiej jakości programów w językach ojczystych odbiorców. Programy ARTE są dostępne w Internecie bezpłatnie w kilku wersjach językowych: francuskiej, niemieckiej, angielskiej, hiszpańskiej, polskiej i włoskiej.

Bezpłatna oferta cyfrowa ARTE.tv obejmuje najciekawsze programy z ramówki ARTE – nowoczesne filmy dokumentalne, reportaże śledcze, magazyny poświęcone aktualnym zagadnieniom społecznym, polityce, historii, podróżom, technologii, kulturze i popkulturze i sztuce.

Oferta obfituje także w relacje z różnorodnych występów scenicznych: spektakli operowych, baletowych, teatralnych oraz koncertów pełnego przekroju gatunków muzycznych. Programy ARTE.tv można oglądać bezpłatnie na www.arte.tv/pl, na urządzeniach mobilnych, a także na smart TV i na kanale na YouTubie https://www.youtube.com/c/ARTEtvDokumenty.

Więcej informacji i nowości znaleźć można na Facebooku, Instagramie platformy oraz na kanale X.

Aby otrzymywać cotygodniowy newsletter z nowościami ARTE.tv można zapisać się na stronie https://www.arte.tv/pl/articles/newsletter

Kominki opalane drewnem – ekologiczne, efektywne, zapewniające bezpieczeństwo energetyczne 

Przepisy, które są bardziej restrykcyjne niż przewidują to przepisy unijne, są tylko przepisami lokalnymi i nie obowiązują w całej Polsce. Dlatego to, że w jednej gminie czy miejscowości ogranicza się używanie kominków, nie znaczy, że w drugiej też.

Aktualnie stan prawny w sprawie tego, jakich kominków, spełniających jakie normy możemy używać, regulują normy unijne. Obowiązuje tutaj ekoprojekt, który mówi, że od 1 stycznia 2022 roku na terenie całej Unii Europejskiej wolno wprowadzać do obrotu tylko urządzenia, kominki, czy jak to jest nazwane miejscowe ogrzewacze pomieszczeń spełniające wymogi ekoprojektu – tłumaczy Wojciech Perek, Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kominki i Piece, Kampania Drewno Pozytywna Energia, po czym dodaje: Natomiast w Polsce, co jest ewenementem, mamy jeszcze lokalne uchwały antysmogowe. To są uchwały wojewódzkie obejmują swoim zakresem działania albo cały teren województwa, albo poszczególne gminy albo miasta i one z kolei nakładają wyższe wymagania dla urządzeń. Przeważnie polega to na tym, że ekoprojekt, który w Unii zaczął obowiązywać od 1 stycznia 2022, w niektórych województwach zaczął obowiązywać wcześniej, czyli np. w Małopolsce od lipca 2017, na Mazowszu od października 2017. Co ważne, są dwa województwa, które nie mają uchwały antysmogowej, jest to Podlaskie i Warmińsko-Mazurskie i tam nie ma żadnych ograniczeń, można używać wszystkich kominków i starych, i nowych.

Co jeszcze robią uchwały antysmogowe, czego nie ma nigdzie indziej w całej Unii Europejskiej, narzucają terminy, do których można używać starszych urządzeń, nie spełniających wymogów ekoprojektu, bądź też nie mających sprawności 80%, dopuszczają też używanie starych urządzeń, jeśli zostaną one wyposażone w urządzenie do redukcji emisji pyłów do wartości zgodnych z ekoprojektem. Regulacje w każdym województwie są inne, tak naprawdę trzeba się dowiedzieć, gdzie nas jakie przepisy obowiązują. Jedynym miejscem, gdzie nie wolno używać kominków, albo może inaczej, gdzie nie wolno używać drewna jako paliwa, to jest Kraków, w granicach administracyjnych miasta Krakowa. Poza tym terenem Krakowa wszędzie wolno używać kominków – wyjaśnia Wojciech Perek.

Kominki opalane drewnem a smog – rzeczywisty problem, czy wymyślona ideologia?

Zjawisko smogu bez wątpienia istnieje, natomiast w Polsce doszło do takiej dziwnej sytuacji powiązanej z KOBIZE, Krajowym Ośrodkiem Bilansowania i Zarządzania Emisjami, który to ośrodek przypisuje różnym grupom urządzeń, czy różnym źródłom emisji, współczynniki emisji. Ośrodek zajmuje się tym, żeby całość emisji rozdzielić pomiędzy wszystkie źródła. I tu się okazało, że kominkom jako całości, wszystkim kominkom, nieważne czy to są stare kominki otwarte czy zamknięte kominki z wkładami w miarę nowoczesnymi, które emisje mają zbliżone do tych najnowocześniejszych, ekoprojektowych, czy też właśnie te najnowocześniejsze ekoprojektowe kominki, które są urządzeniami już niskoemisyjnymi, ekologicznymi – opisuje Wojciech Perek i dodaje: Wszystko to zostało rzucone do jednej grupy, z bardzo dużym współczynnikiem emisji, kilkadziesiąt razy zawyżonym w stosunku do rzeczywistości. Ekoprojekt, przypominam, to jest emisja na poziomie np. 40 mg pyłów, a ten wskaźnik, którego się używa, zagregowany ogólnie dla całego sektora komunalno-bytowego, który powoduje, że na papierze wygląda na to, że smog, który pochodzi z kominków, to jest od 500 do 800 mg. To jest wielokrotnie zawyżony wskaźnik i przyznaję, smog jest, ale na pewno jego przyczyną nie są kominki, a już tym bardziej te najnowsze kominki ekoprojektowe, a w zasadzie innych już nie wolno używać.

Smog da się w dużej ilości wyeliminować z urządzeń grzewczych na paliwa stałe. Jest to możliwe, ale trzeba zauważyć jedną rzecz, że ilość wyemitowanych zanieczyszczeń jest różna w zależności od czynników, które towarzyszą ogrzewaniu za pomocą tych urządzeń. Warto zwrócić uwagę na to, że w tych starszych urządzeniach, sprzed ekoprojektu, można również emitować tylko śladowe ilości pyłu. Jest pewna granica emisji, to znaczy granica dopuszczalna pod względem wpływu na środowisko, wpływu na zdrowie człowieka. Ta granica została określona w unijnym rozporządzeniu o ekoprojekcie z 2015 roku i nawet tej granicy można nie przekroczyć używając tych starszych urządzeń. Wystarczy odpowiedni sposób obsługi, trzeba po prostu umieć w nich palić. Taka edukacja była prowadzona tylko sporadycznie i to przez prywatne inicjatywy, oddolne, nie wspierane środkami budżetowymi i tak dalej. Natomiast na przykład Szwajcaria przeprowadziła taką edukację w swoim społeczeństwie na dużą skalę i po prostu oni nauczyli ludzi palić i tam już nie miało dużego znaczenia to, czy te kominki były starsze czy nowsze, ponieważ ludzie i tak potrafili palić w nich kolokwialnie mówiąc i nazywając to tak jak to widać, czyli paląc w nich bez dymu – przekonuje Krzysztof Woźniak, specjalista ds. klimatu i zrównoważonego rozwoju, Grupa Zdrowego Oddychania.

To się da zrobić nawet w starszych urządzeniach. Doraźnie można zastosować metody edukacyjne, których w Polsce po prostu nie tylko nikt nie zrobił, ale również Ci, którzy powinni się zajmować smogiem, czyli grupy alarmów smogowych wręcz przeciwdziałały temu, nie chciały tego robić, nie chciały edukować ludzi i jeszcze w dodatku chciały udowadniać, że to nie działa – przekonuje.

Drewno, czyli odnawialne źródło energii

Jeżeli zużyjemy drewno z 80-letniego drzewa do ogrzewania, to wtedy wyemitujemy pewną ilość dwutlenku węgla. A mMianowicie taką, jaką to drzewo pobrało w ciągu 80 lat, gdy rosło. Czy w związku z tym ta emisja jest później z atmosfery, pobierana znowu przez 80 lat przez kolejne drzewo? Trzeba sobie zdać sprawę z tego, jak działa gospodarka leśna na danym obszarze. Porównując dane historyczne widać, że lasów w Polsce jest coraz więcej. To oznacza, że emitując dwutlenek węgla podczas spalania nie musimy czekać 80 lat na to, aż on zostanie zaabsorbowany, ponieważ czyni to na bieżąco pozostały las. Oznacza to, że nie ma kredytu klimatycznego w przypadku używania drewna – zapewnia Krzysztof Woźniak.

Zobrazuję to na przykładzie małego, prywatnego lasu, w którym rośnie 60 drzew. Wycinamy dwa drzewa rocznie, a w tym czasie, w miejsce tych dwóch drzew, dosadzamy dwa kolejne. Czyli w następnym roku mamy tą samą masę drzewną w całym tym lesie – nie dość, że te 30-letnie drzewa nam rosną dalej, już są 31-letnie, to te dwa nowe już nam zaczęły rosnąć. Wycinamy w kolejnym roku następne dwa drzewa, które mają 31 lat, dosadzamy dwa nowe, cały las ma już 32 lata, mamy plus dwa drzewa, które mają jeden rok, plus dwa drzewa, które mają dwa lata i tak w kółko. Ogrzewając dom o tym samym zapotrzebowaniu energetycznym, nie sposób ten las zużyć – podsumowuje.

Ogrzewanie drewnem – fakty i mity

Przez cały sezon grzewczy, który trwa w naszych warunkach 7-8 miesięcy, dla budynku, który jest po termomodernizacji, jego zapotrzebowanie energetyczne to jest przedział od 90 do 120 kWh na metr kwadratowy. Przyjmijmy średnio 100. Ale są też bardziej nowoczesne budynki pasywne – te mają zapotrzebowanie od 30 do 50 kWh na metr kwadratowy na rok. Przyjmijmy, że to jest 40 kWh na metr kwadratowy na rok. Gdyby przyjąć, że budynek ma powierzchnię 150 m2, to łatwo obliczyć, że przy 100 kWh na metr kwadratowy na rok, że to jest 15 tys. kWh energii taki budynek potrzebuje. A ten pasywny, 6 tys. kWh – wylicza prof. Tadeusz Juliszewski, Wydział Inżynierii Produkcji i Energetyki Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie. Jeśli przyjąć założenie, że jeden kilogram drewna ma zawartość energii około 4,5-4,3 kWh to daje nam to między 2,2 a 5,5 t drewna. Dla ułatwienia – 5,5 tony to około 10 m3 drewna –dodaje.

Bardzo często mówi się, że to las jest głównym źródłem surowca do ogrzewania. To nieprawda. Powinno się mówić biomasa, dlatego że oprócz lasu mamy uprawy tzw. roślin energetycznych. Wierzba energetyczna, topola, olsza. To wszystko zawiera w sobie celulozę, bo w istocie spalając drewno czy słomę spalamy celulozę, czyli związek chemiczny, który ma w sobie węgiel i wodór, i ten węgiel i wodór łącząc się z tlenem atmosferycznym uwalniają kilowatogodziny energii. Spalamy, emitujemy, fotosynteza, wiążemy. Teoretycznie zupełnie moglibyśmy powiedzieć tak, gdyby nasza energia, którą potrzebujemy do celów grzewczych, gotowania itd., pochodziła tylko z biomasy, to nigdy nie nastąpiłby wzrost dwutlenku węgla w atmosferze. Ta objętość była bądź uwalniana przy spalaniu, bądź wiązana w biomasie – wyjaśnia profesor Juliszewski.

Im więcej będziemy wykorzystywali biomasy do celów grzewczych, tym większa jest szansa zredukowania emisji dwutlenku węgla. Człowiek jest także emitentem, w cudzysłowie, dwutlenku węgla. Oddychając, też emitujemy dwutlenek węgla. Nie mówiąc o transporcie, samolotach, statkach czy przemyśle. Emisja w przypadku drewna wynosi około 350 kg CO2 na 1000 kWh. Emisja dwutlenku węgla z naszych płuc w ciągu roku, każdego z nas, jest mniej więcej taka sama, jak emisja dwutlenku węgla, gdyby ogrzewać budynek pasywny tylko drewnem. To pokazuje, że naprawdę warto inwestować w dobrą izolację termiczną domu – dodaje.

Racjonalna gospodarka leśna kluczem do sukcesu

Musimy ścinać drzewa. Jeżeli ich nie zetniemy, to one zaczną zasychać, przewrócą się i w procesie mikrobiologicznym uwolnią ten cały dwutlenek węgla, który zaabsorbowały przez kilkadziesiąt lat swojego życia. A zatem czy spalimy to drewno wykorzystując energię dla siebie, czy też zostawimy w lesie to drewno i ono samo się rozpadnie i uwolni CO2, to jest w zasadzie bez znaczenia. Bilans jest dodatni – przekonuje profesor Juliszewski i wylicza: Z jednego hektara do wycinki, mamy około 100 metrów sześciennych drewna. Ono przyrasta w ilości orientacyjnie 4-5, czasami 6 metrów sześciennych rocznie. Metr sześcienny drewna waży od 400 do 700 kg. Przyjmijmy, że pół tony waży 1 metr sześcienny drewna. To daje nam wyobrażenie ile drewna przyrasta w ciągu roku w lesie. Ale w uprawach roślin energetycznych jak wierzba energetyczna, topola, miskantus i inne przyrasta rocznie nawet 10 do 15 ton. Dlatego mówimy, że tam, gdzie nie warto uprawiać roślin rolniczych, uprawiamy rośliny energetyczne na cele opałowe.

Nie ma rabunkowej gospodarki leśnej w Polsce. Kto tak mówi, mówi od rzeczy, chce manipulować publiczną opinią. Leśnicy na około 30% powierzchni kraju gospodarują według planu. Tam nikt nie wytnie jednego drzewa jeżeli nie jest to objęte bądź planem, bądź specjalnym pozwoleniem. Leśnicy produkują drewno, ale nim handlują nie leśnicy. Ponadto tylko około 10% drewna, na ogół odpadowego, wykorzystuje się na cele grzewcze. Około 90% jest wykorzystywane na wytwarzanie blisko 30 tysięcy różnych produktów. To jest przede wszystkim przemysł budowlany i meblarski. Ołówki robi się z drewna. Nawet wiskoza, czyli sztuczny jedwab, też jest robiony z drewna. A zatem mówiąc o uprawach leśnych, pozyskiwaniu drewna, myślmy nie tylko o tym, że jest spalane. Powinno być spalane. To, które nie nadaje się na deski, nie nadaje się na okleinę, nie nadaje się do papiernictwa, wytwarzania papieru, zabawek itd. – podsumowuje profesor Tadeusz Juliszewski.

Wybitni tegoroczni maturzyści – jakie światowe uczelnie wybrali?

Yale, Columbia, Oxford i Cambridge, to tylko kilka z uniwersytetów na których od tego roku uczyć się będą studenci z Polski. Znakomite wyniki matur międzynarodowych A Level przyczyniły się do tego, że światowe uczelnie walczą o licealistów z warszawskiego liceum, które specjalizuje się w przygotowaniu młodych ludzi do edukacji zagranicą. W jakich dziedzinach maturzyści byli najlepsi i gdzie będą kontynuować naukę?

Rewelacyjne wyniki matur

Maturzyści 2024 z Akademeia High School osiągnęli fantastyczne wyniki egzaminów A Level i dostali się na znakomite kierunki studiów. Ponad jedna trzecia egzaminów została oceniona na A*, a 64% otrzymało oceny A-A* z 313 egzaminów. Spośród 76 absolwentów połowa uzyskała co najmniej 3 oceny A-A*. 

Jest to absolutnie fenomenalny wynik i nie dziwi fakt, że uczelnie z całego świata tak chętnie przyjmują uczniów z naszego liceum – mówi dr Karolina Watras, Dyrektor Akademeia High School.

Jedna z absolwentek ukończyła szkołę z samymi ocenami A* w sześciu kwalifikacjach i najwyższymi ocenami w historii szkoły z historii sztuki i psychologii. Kolejnym wspaniałym osiągnięciem jest pięć ocen A* drugiej absolwentki. Obie uczennice będą kontynuować swoje znakomite kariery akademickie na Uniwersytecie Cambridge. 

– Nasi stypendyści osiągnęli także rewelacyjne wyniki, bo pragnę przypomnieć, że wybitni uczniowie marzący o międzynarodowej edukacji, mogą się do nas także zgłaszać na stypendium. Jedna ze stypendystek zakończyła egzaminy z fantastycznymi rezultatami, które pozwolą jej dołączyć do swoich koleżanek na Cambridge, gdzie również otrzymała bardzo prestiżowe stypendium. Ogromne gratulacje! – dodaje Dyrektor Akademeia High School.

Dziedziny z najlepszymi wynikami

Inne godne uwagi osiągnięcia to maksymalny wynik UMS 400 z ekonomii A Level, 395/400 punktów UMS z historii A Level, 88% A-A* z biologii i 100% ocen A-A* w dodatkowych projektów naukowych. 

Te wyniki są szczególnie ważne, ponieważ odzwierciedlają bardzo dobre rezultaty całej grupy oraz wyjątkowe osiągnięcia indywidualne. Ponadto uczniowie osiągnęli te znakomite oceny nie tylko w nauce, ale także podjęli się wielu zajęć pozalekcyjnych i wnieśli wielki wkład w społeczność szkolną. To właśnie ten wielowymiarowy rozwój, który pielęgnujemy w Akademeia High School, doprowadził do tego, że nasi absolwenci uzyskali miejsca na najlepszych kierunkach studiów i uczelniach na całym świecie. Takie uniwersytety zwracają uwagę nie tylko na oceny ale właśnie także na zaangażowanie pozalekcyjne – dodaje dr Watras.

Topowe uniwersytety na świecie ze studentami z Polski

Uczniowie liceum mogą poszczycić się dalszą edukacją na wymarzonych przez nich uczelniach, a wśród nich są: Uniwersytet St. Andrews, Uniwersytet Cambridge, Uniwersytet Durham, University College London, Imperial College London, Uniwersytet w Edynburgu i Uniwersytet Oxfordzki w Wielkiej Brytanii. Studenci będą również realizować jedne z najbardziej prestiżowych programów w Stanach Zjednoczonych, m.in. na Uniwersytecie Yale, Amherst College czy Uniwersytecie Columbia. W Europie będą to także Uniwersytet Bocconiego, IE University w Hiszpanii i Uniwersytet Techniczny w Delfcie w Holandii. A to oczywiście tylko kilka z topowych miejsc.

Kierunki studiów jakie wybierano najczęściej to inżynieria, neurologia, psychologia, ekonomia i stosunki międzynarodowe.

Akademeia High School to prywatne liceum w Warszawie zorganizowane na wzór uniwersytetu, oferujące brytyjski program iGCSEs i A Levels. Akademeia High School została założona we wrześniu 2016 roku w celu stworzenia unikalnego środowiska edukacyjnego, w którym uczniowie mogą rozwijać się jako osoby kreatywne, niezależne i myślące krytycznie. Edukacja odbywa się w języku angielskim, a dołączyć do liceum można po 8 klasie szkoły podstawowej lub po 2 latach innego liceum. Programy nauczania są elastyczne i dostosowane do indywidualnych potrzeb uczniów, ich mocnych stron oraz zainteresowań. Ważne jest nauczanie poprzez dialog w małych, maksymalnie 12 osobowych, klasach oraz zachęcanie uczniów do wykraczania poza program nauczania, uczestniczenie w programach wolontariackich, stażach i międzynarodowych konferencjach i olimpiadach.

Liceum przygotowuje uczniów do ciągle zmieniającego się świata i w tym celu wspiera ich na ścieżce edukacyjnej prowadzącej do najlepszych uniwersytetów na całym świecie. Absolwenci AHS studiują na uczelniach takich jak amerykańskie Ivy League (Brown, Columbia, Princeton) i brytyjskich uczelniach z prestiżowej Russel Group (Oxford, Cambridge, UCL). Lista ofert z ostatnich 5 lat: https://www.akademeia.edu.pl/academic-excellence/university-destinations.

Akademeia High School oferuje także pełne stypendia dla najzdolniejszych uczniów z całego kraju ale także z zagranicy (stypendium artystyczne, naukowe i muzyczne), gdyż misją liceum jest wspieranie wybitnych uczniów w ich dążeniu do zdobywania edukacji na światowym poziomie.