Miałam dość ludzi, rodziny, tłumów w markecie a teraz marzę o przytuleniu…

Pamiętam jak rok temu stałam w kolejce do odprawy na lotnisku, zastanawiając się, jak uciec od tego wszechobecnego hałasu, zgiełku, pośpiechu, ludzkiej energii, która nas nieustannie otaczała. Tłumy spieszących się ludzi, odprawa, start, lądowanie, odprawa…i tak w kółko. Tysiące niezatrzymujących się, wciąż dotykających się, funkcjonujących w swojej przestrzeni istnień. Marzyłam o tym wyjeździe na mało zaludnioną wyspę właśnie po to, żeby odpocząć od ludzi. W firmie każdego dnia mnóstwo spotkań, napięty grafik, w sklepach tłumy, galerie pełne nawet o 21 wieczorem, korki, zniecierpliwienie ciągłą obecnością, wojna o miejsca parkingowe, zajęcia i treningi dzieci, zebrania w szkole, delegacje i imprezy firmowe męża, urodziny, Wigilie, obiady rodzinne…ludzie, ludzie, ludzie…. I ten przymus, że trzeba zaprosić, trzeba odwiedzić, trzeba ugościć….

I nagle, niespodziewanie, bez zapowiedzi – cisza i pustka… parkingi opustoszałe, parki bez ludzkiego ducha, rynki w dużych miastach milczące podczas sylwestrowej nocy…

Świat zamarł, zatrzymał się, schował w murach i czterech ścianach pokazując, jak niewiele możemy przewidzieć – próbując zapobiec wszystkiemu. Kontrola nie pomogła – zmiany na świecie przyszły i uparcie idą swoim tempem wyciągając człowieka siłą ze znanej mu strefy komfortu, poczucia bezpieczeństwa, biznesplanów na kolejne 10 lat. Czym bardziej próbujemy walczyć ze zmianami – tym trudniej przychodzi nam zaakceptować to, co dzieje się wokoło…. Mieliśmy tak dosyć marketów, sklepów, tłumów, rodziny, cioć i sąsiadów….tak dosyć pretensjonalności, roszczeniowości, wchodzenia innych w naszą przestrzeń, która tak wołała o chwilę samotności…

Wyjechałam do stolicy 15 lat temu, najpierw dyplom, później praca w korporacji, ciągłe wyjazdy, grafik napięty przez cały tydzień – opowiada 38 letnia Joasia. Stały związek w takiej sytuacji nie miał racji bytu, ale nie brakowało mi wieczornych kolacji z mężczyzną, bo w dzień zajmowały mnie spotkania firmowe, lunche w restauracjach, w weekendy jeździłam odpocząć do rodziny lub do SPA, urlopy w hotelach…miałam przyjaciół, mnóstwo ludzi w życiu zawodowym, ulubione miejscówki turystyczne – wygodne, choć zagonione życie singla w wielkim mieście. W domu prawie nie przebywałam oprócz nocy. Funkcjonowałam w mieście, na zewnątrz, bo po to przyjeżdżasz do dużego miasta. Łączą Cię z ludźmi ambicje, plany, marzenia, a nie chęć wspólnych spacerów z psem po 15 tej. To, co się wydarzyło – wstrząsnęło całym moim spojrzeniem na świat. Pierwsze tygodnie były bardzo dobre – pomyślałam, że to okazja na pobycie w końcu w domu. Sprzątałam, czytałam, dzwoniłam do rodziny i odnawiałam wirtualne kontakty. Świat w sieci zastąpił mi spotkania w firmie, ale przynajmniej nie musiałam stać w korkach. Same plusy. Owszem – gdyby ten czas trwał 3 tygodnie – byłby darowaną nam od losu niespodzianką i prezentem. Niestety, z miesiącami, przy okazjonalnym załatwianiu spraw, jakie miałam w firmie poza komunikatorami online – zaczęłam tracić motywację do ubierania się, wstawania, zdrowego stylu życia. Pogrążało mnie oglądanie w internecie celebrytek pokazujących cudowny świat w którym ćwiczą w domu, szykują się na wiosnę, uśmiechają z gromadką ślicznych dzieci do obiektywu. Zastanawiałam się, czy tylko ze mną jest coś nie tak i tylko ja odczuwam dziwny, pogłębiający się marazm i samotność. Zaczęłam czuć, że wolałabym przeszkadzające dzieci na lekcjach online, męża, z którym mogę porozmawiać i cokolwiek – byle nie być totalnie samą. Wielkie miasto zdziczało – ludzie zamknęli się w
domach, w swoim świecie i udają, że za chwilę wszystko będzie jak dawniej – choć ostatnio coraz gorzej im to wychodzi. Ostatecznie zdecydowałam się na profesjonalną pomoc – choć także online, bo miałam wybór – psycholog albo depresja. Musiałam na nowo się poukładać. Mnóstwo pytań, na które nigdy nie miałam czasu. Czuje, że zaczynam wypływać na powierzchnię. Analizuje swoje wybory życiowe, zastanawiam się, jak chcę pokierować życiem na najbliższe lata, a zamiast wpadać w dół – buduje fundamenty do przeorganizowania życia. Może wrócę do mniejszego miasta, zdążę jednak urodzić dzieci…to było kiedyś nie do pomyślenia w moim życiu, ale obecnie – wszystko się zmienia a samotność zweryfikowała to, na czym budowałam do tej pory. Pierwszy raz podczas pandemii pomyślałam, że jak tu będę taka sama to przecież w ten sam sposób spędzę starość…gdzie będę pochowana, kto do mnie przyjdzie – dziwne pytania, które przyszły wraz z wszechobecnym straszeniem nas chorobą i śmiercią. I choć może na wyrost – jednak jakąś strunę we mnie poruszyły. Zmieniam siebie a zapewne pójdzie za tym zmiana życia – kończy kobieta. 

    Joasia jest przykładem wykształconej kobiety sukcesu, której życie w ostatnich miesiącach całkowicie się zmieniło. Wielkie miasta zamarły pokazując, jak szybko można w nich stworzyć przestrzeń widmo niczym z filmów, które traktowaliśmy jako wytwór ludzkiej wyobraźni. Narzekając na fizyczną obecność ludzi tak naprawdę często wołaliśmy, że nie chcemy emocjonalnej samotności w tłumie, a nie zniknięcia wszystkich z naszego otoczenia… Czy teraz coś się zmieniło ? Czy bycie samemu w domu zawsze oznacza bycie samotnym? Czy łatwiej w pandemii mieć dzieci, związek, który nagle okazuje się bardzo nieidealny czy być samemu i tęsknić za przytuleniem, wspólną kawą, rozmową o świecie…czy jest wyjście idealne ? Nie ma…tak jak nie ma idealnych ludzi i idealnych sytuacji…

    Karolina mieszka w małym mieście na wschodzie Polski. Mają z mężem troje dzieci w wieku szkolnym. Opowiadają, że pierwsze dni pandemii były dla nich zbawienne – grali w monopol, chińczyka, sprzątali, rozmawiali w końcu bez pośpiechu. Zrobili listę zadań dla każdego, leżeli wieczorami w łóżku, a rano nie musieli zrywać się o świcie, żeby zdążyć wyszykować całą trójkę do szkoły. Niestety po kilku miesiącach namawianie dzieci na ubranie się, zjedzenie śniadania przed zajęciami, pościelenie łóżek, funkcjonowanie stale w tym samym domu – stało się katuszą rozpoczynającą kolejny ciężki, rutynowy dzień. Lekcje online do popołudnia, komputer i zadania domowe wieczorem, projekty, których dzieci nie rozumieją, brak ruchu, pogarszający się wzrok, brak chęci do wychodzenia gdziekolwiek na zewnątrz. Martwię się, że dzieci tracą motywację do działania i życia w najlepszym momencie – zwierza się Karolina. Oni wchodzą w świat, powinni się cieszyć, fascynować, spotykać, żyć społecznie z innymi – a mam wrażenie , że coraz bardziej zamykają się w sobie. Nie wyobrażam sobie kolejnych miesięcy w takiej sytuacji. Z mężem też powoli mamy dosyć braku przestrzeni tylko dla siebie, bo choć mamy dom z ogrodem – dzieci są wszędzie całą dobę i wszyscy szukamy z jednej strony samotności, z drugiej jakiejś relacji, w której się zrozumiemy. To nie jest zdrowe, że jesteśmy dla siebie od roku całą galaktyką – potrzebujemy innych ludzi, aktywności, bodźców. Nie jest to przecież dzieci wina, ale jako dorośli czasami nie mamy już na to siły. Jedyną pociechą jest fakt, że mąż póki co może pracować, więc mamy środki na utrzymanie rodziny – opowiada Karolina.

Walka z pandemią, wirusami, lękiem o zdrowie…umieranie w samotności w zimnych, szpitalnych salach, brak zrozumienia drugiego człowieka, zmęczenie fizyczną obecnością bliskich a tęsknota za innymi relacjami, nawał obowiązków szkolnych przeniesiony do domu, brak ruchu, doświadczenie ogromnej samotności osób, które nie mają rodziny. Tak wielu walczy teraz z otoczeniem, z próbą utrzymania zdrowia, związku, relacji z dziećmi, pokonania samotności, uratowania swoich firm, stanowisk pracy, zabezpieczenia środków na przeżycie. Tak wielu zderzyło się nagle z murem, którego nikt nie zaznaczył na naszych mapach. Miało go nie być, świat przewidział wszystko, mieliśmy każdy szczegół pod kontrolą….

Chyba zaczynam płynąć z prądem – mówi 34 letni Jarek. Po prostu. Czytałem wiadomości, statystyki, doszukiwałem się nieścisłości, absurdów. Prawie wpadłem w depresję, przestałem w ogóle zauważać dobro wokół siebie. Teraz już akceptuje, że sytuacja nas zaskoczyła, ale przecież tak było wiele razy w historii. Były wojny, były epidemie, były miliony ofiar. Teraz jest inaczej, bo Ci, którzy są zdrowi fizycznie – upadają często psychicznie. To taki rodzaj ucisku, miarowego, stopniowego, ale stałego. Męczy niewidocznie a budzisz się i nic Ci się nie chce. Postanowiłem jednak z tym walczyć. Dyscyplinuje sam siebie – opowiada. Gimnastyka, obowiązki, plan dnia. Nie skupiam się już na czarnych scenariuszach, nie hoduje buntu a akceptuje i oczywiście robię, co mogę, żeby dobrze żyć pomimo wszystko. Dzwonię do bliskich, pytam, czy ktoś nie potrzebuje pomocy, skupiam się na ludziach, choć są najczęściej fizycznie niedostępni. Ale dzięki temu czuje, że jesteśmy większą grupą, społecznością, że nie jesteśmy sami i trzeba się wzajemnie wspierać.

 

Tak wielu z nas marzy, aby dzieci miały szansę znów biegać po korytarzach szkolnych i nie chodzić cały dzień w pidżamie po domu bez motywacji do życia. Tak wielu z nas zaczyna analizować i doceniać powietrze, szansę na uprawianie sportu z drugim człowiekiem, studia w sali wykładowej, przytulenie. Warto jednak przypomnieć sobie, że rok temu, zanim niespodziewanie zastała nas pandemia – większość z nas deklarowała, że ma dosyć tłumów, wszechobecnego hałasu, obecności ludzi w marketach, centrach handlowych , korkach na ulicach, wstawania o świcie do szkoły, gonienia z zajęć dodatkowych na treningi dzieci.

Tak wielu z nas było zmęczonych drugim człowiekiem, jego obecnością. Czy teraz to się zmieni ? Czy teraz, jak tylko będzie można – rzucimy się sobie w ramiona i znów zaczniemy żyć w szalonym kalendarzu spotkań, wydarzeń kulturalnych, imprez, studiów, szkoleń, wesel, urodzin…Czy jednak ten czas nie nauczył nas czegoś zupełnie nowego ? Czy nie jest tak, że docenimy relacje, ale zaczniemy je wartościować ? Okazuje się bowiem, że z jednej strony zostaliśmy wyizolowani z życia społecznego w szerszym gronie, z zajęć i aktywności, a z drugiej strony zostaliśmy często skazani na stałą obecność bliskich, którzy często okazali się ludźmi, z którymi nie chcemy i nie potrafimy przebywać 24 godziny na dobę. Czy czas pandemii sprawi, że oczyścimy listy naszych kontaktów i zostawimy tylko te, które naprawdę się sprawdziły i wiele dla nas znaczą ? Czy wrócimy do pracy z zaufaniem i radością, że w końcu możemy znów pracować z dotykiem, fizyczną obecnością czy raczej będziemy zdystansowani, poczujemy się niekomfortowo, bo przez czas izolacji poznaliśmy, że nie do końca taki system życia, ta praca, te osoby – są nam niezbędne. Jak zmieni się powrót do życia społecznego poza wirtualnym światem i czy w ogóle wrócimy do czasów sprzed roku…mnóstwo pytań, a pewnych odpowiedzi brak, bo właśnie tworzą się w zmieniającej się w każdej godzinie rzeczywistości. 

Jak budować na nowo relacje, skoro tak wiele zmieniło się w nas samych, w naszym postrzeganiu drugiego człowieka. Co z ludźmi, którzy zaczęli bać się zarażenia, choroby, kontaktu z drugim człowiekiem ? Jak pomóc w powrocie do życia dzieciom i młodzieży, która w niespotykany wręcz sposób została z dnia na dzień pozbawiona kontaktu z rówieśnikami, zabaw, ruchu, rozwoju społecznego? Czy odosobnienie zbliży nas do siebie czy jeszcze oddali ? Czy bycie samemu oznacza samotność czy raczej zdiagnozowaliśmy obecną wcześniej i jeszcze bardziej bolesną samotność w tłumie ? Jak zbudować nasz świat na nowo, w nowej rzeczywistości, odkrywając, że sam jestem także innym człowiekiem. Czy dzisiaj człowiek pragnie i potrzebuje jeszcze żywego kontaktu z drugim człowiekiem w pracy, w firmie, w szkole ?

Na te wszystkie pytania musimy odpowiedzieć sobie sami, ponieważ każdy nosi w sercu i duszy inną historię. Jedno jest pewne. Jest to czas, którego warto nie zmarnować. Czas, który może stać się najcenniejszą nauką. Czas, którego nie doświadczylibyśmy, gdyby świat nas nie zmusił siłą. Od nas zależy, czy wykorzystamy go dobrze, mądrze – bo przecież i tak przeleci, czy będziemy go tracić narzekając, buntując się i próbując na siłę zatrzymać to, co już przeminęło. I niekoniecznie trzeba nadążać za ćwiczeniami fitness, aby być sztucznie gotowym na lato. Wspaniale jest ćwiczyć – ale dla zdrowia, dla przyjemności, z potrzeby tylko i wyłącznie własnej. Pamiętać, że aktywność fizyczna to skarb dla organizmu, o ile idzie w parze z opanowaniem stresu, presji i zwykłym zadowoleniem. Niekoniecznie trzeba robić zdjęcia z uśmiechniętym bobaskiem pokazując, jak jesteśmy idealnie szczęśliwi. Niekoniecznie trzeba grać najszczęśliwszą w galaktyce kobietę – jeżeli właśnie przeżywamy kryzys swojego życia. Może warto właśnie teraz przestać nakładać kolejne maski ? Może to najlepsza okazja do odnalezienia siebie bez patrzenia na ocenę i opinię otoczenia – bo nagle życie okazało się tak kruche a świat tak niespodziewany. Koniecznie warto jednak zajrzeć do swojego wnętrza, pobyć samemu bez samotności i zapytać siebie kim chcemy się obudzić po pandemii. Jako kto wyjdziemy z tej próby ? Jaki obraz chcemy zobaczyć w lustrze – nie tylko fizycznie. Wykorzystanie tego trudnego czasu na własny rozwój jest największą szansą na nowe życie. Zbudowane na trudnym, ale nieodwracalnym procesie zmiany całego świata.

Agnieszka Zydroń

Agnieszka Zydroń

Psychologia w biznesie ( Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie)
Kulturoznawca, rosjoznawca ( Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie)
Licencjonowany pośrednik ( S2/2/P/2016 ) obrotu nieruchomościami
Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości ( CEPI )
Certyfikat ukończenia Certyfikowanego Szkolenia Change Management In
Progress ( Psychologia procesu zmiany)
Praktyk w branży obrotu nieruchomościami oraz wymiany handlowej z Rosją
Autorka 3 książek oraz dziesiątek artykułów do prasy kobiecej oraz
biznesowej
Częsty gość programów telewizyjnych i radiowych